Marihuana- uzależnienie, którego nie ma.
- czystehoryzonty
- 29 maj 2024
- 2 minut(y) czytania
Czy kiedykolwiek słyszeliście, drodzy czytelnicy, o czymś, co może być problemem, a jednocześnie wyglądać jak zupełnie niegroźna rozrywka? No właśnie, mowa tu o marihuanie. Kiedy słyszymy „uzależnienie”, myślimy o alkoholikach w parku albo o ludziach w telewizyjnych reality show, którzy walczą z demonami przeszłości. Ale kto by pomyślał, że można wpaść w sidła marihuany?
Marihuana - temat rzeka, a może raczej dymiący strumyk. Z jednej strony: relaks, kreatywność, może nawet lek na różne bolączki, z drugiej: cichy uzależniacz, który powoli, acz skutecznie, skrada się do naszego życia. Marihuana nie krzyczy, nie robi scen, nie rozbija talerzy. Jest jak cichy, ale zdecydowany gość, który nieproszony wchodzi do naszego domu i rozkłada się na kanapie. Może nie widzimy problemu, bo nie ma typowych oznak „nałogu”. Nie ma tu kaca, nie ma agresji, ale czy to znaczy, że problemu nie ma?
Oczywiście, w gronie przyjaciół marihuana jest jak gość specjalny na każdej imprezie. Daje luz, śmiech i trochę inny punkt widzenia. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy ta przyjemność staje się codziennością, a codzienność bez niej staje się nie do zniesienia. I tu jest pies pogrzebany – problem, którego nie widać. Bo kiedy Marek czy Basia mówi, że „bez jointa to ja nie ruszam”, wszyscy się śmieją. Ale, moi drodzy, co by było, gdyby zamiast „jointa” powiedzieli „bez piwa” albo „bez wina”? Od razu inny kaliber, prawda?
Nie oszukujmy się – każdy z nas zna kogoś, kto mówi, że „pali, bo lubi”, „bo to relaks” albo „bo wszyscy palą”. A potem okazuje się, że bez tego dymku życie staje się jakieś mniej barwne. I to jest ten moment, gdy zaczynamy się zastanawiać: czy aby na pewno to tylko niewinna rozrywka? Czy może jednak coś głębszego, coś, co zasługuje na chwilę refleksji?
Problem z marihuaną polega na tym, że jest bardzo łatwo przegapić moment, kiedy „lubię to” zamienia się w „muszę to mieć”. Nie ma dramatycznych scen, nie ma interwencji rodzinnych. Jest za to powolne, ale systematyczne przyzwyczajenie się do stanu, który z czasem staje się normą. I nagle, niespodziewanie, zaczynamy zauważać, że coś jest nie tak – gdy dzień bez marihuany staje się dniem straconym, a nasze samopoczucie zależy od tego, czy mamy zapas w szufladzie.
Ale wiecie co? To nie musi być nasz scenariusz. Świadomość to pierwszy krok. Marihuana, jak każdy inny „umilacz”, ma swoje miejsce, ale kluczem jest równowaga. Pamiętajmy, że życie ma wiele kolorów, a nie tylko te, które widzimy przez różowe okulary dymu. Czasem warto przetrzeć te okulary i spojrzeć na świat trzeźwym okiem – a wtedy okaże się, że życie jest równie piękne, a może nawet piękniejsze, niż nam się wydaje.
Na koniec, drodzy czytelnicy, pamiętajmy: każdy problem można dostrzec, jeśli tylko patrzymy wystarczająco uważnie. I choć marihuana może wydawać się niewinna, to zawsze warto zadać sobie pytanie: czy to ja kontroluję ją, czy ona mnie? Bo przecież każdy z nas chce być królem swojego życia, a nie niewolnikiem chwilowej przyjemności.
Komentarz:
Artykuł porusza niezwykle istotny temat, jakim jest problematyka uzależnienia od marihuany, z którym często wiąże się mylne przekonanie o jej nieszkodliwości. To przekonanie wynika przede wszystkim z braku zewnętrznych, drastycznych objawów, które są typowe dla innych uzależnień, jak alkoholizm czy narkomania. Celnie wskazujesz, że marihuana może być postrzegana jako niewinna rozrywka, ale to właśnie ta subtelność jej działania sprawia, że uzależnienie od niej może być równie groźne.
Warto zwrócić uwagę na kilka kluczowych aspektów, które zostały poruszone. Po pierwsze, społeczna akceptacja i banalizacja używania marihuany. W gronie znajomych często jest postrzegana jako element towarzyskiej zabawy, co może prowadzić do bagatelizowania jej negatywnych skutków. Po drugie, stopniowe przyzwyczajanie się do jej obecności w codziennym życiu. Kiedy coś, co było sporadyczną…